Kanadyjska
laureatka literackiej Nagrody Nobla, Alice Munro, trzy dni temu,
czyli 10 lipca skończyła 85 lat. Do tej pory przeczytałam trzy
zbiory jej opowiadań: „Dziewczęta i kobiety”, „Taniec
szczęśliwych cieni” i „Zbyt wiele szczęścia”.
W
„Dziewczętach i kobietach” poznajemy losy Del Jordan, bohaterki,
która pojawia się w każdym opowiadaniu tego zbioru. Del najpierw
mieszka na prowincjonalnej lisiej farmie razem z ojcem i bratem,
potem przeprowadza się do matki, postaci nietuzinkowej –
konserwatystki w kwestii wychowania córki, roznosicielki
encyklopedii i agnostyczki. Obserwujemy dorastanie Del, jej przemianę
z dziewczyny w kobietę i seksualne fascynacje, a także naukowe
ambicje i poszukiwania odpowiedniego dla siebie Kościoła. Akcja
opowiadań osadzona jest w latach 40. XX wieku. Podczas czytania
książki towarzyszyło mi wrażenie, że Del to sama Alice Munro, a
nie fikcyjna postać.
Wiele
opowiadań Munro dotyczy rzeczy, spraw, zdarzeń i osób z pozoru
nieistotnych; pisarka, dzięki swojej ponadprzeciętnej zdolności
obserwacji ludzkich zachowań, potrafi opisywać to, co zdaje się
mało ważne, tak, by nadać temu sens. Forma, jaką wybrała sobie autorka (i której jest wierna) i treść jej tekstów przemyca nam
informację dotyczącą jej światopoglądu: ona nie postrzega
ludzkich życiorysów jako spójnych i przewidywalnych – według
pisarki działania ludzi często nie są logiczne, dodatkowo
przypadek plącze losy i dzieli życiorysy na pół czy więcej
odrębnych fragmentów, nie pozwala funkcjonować w spokoju. Historie
opowiadane przez noblistkę są wiarygodne; autorka przechadza się z
lusterkiem po gościńcach Ontario i odbija w nim postacie swoich
bohaterek, z empatią pochyla się nad nimi, a następnie wymyśla
historie, które mogły przeżyć. Munro pisze swego rodzaju fikcyjne
reportaże, zapisuje powszechne doświadczenia kobiet,
odbanalizowując je i nadając im znaczenie. Ktoś, kogo nie ominęła
nieprzewidywalność losu, będzie odczuwał te historie nie jak
wyssane z palca, ale wręcz przeciwnie, jak "wyssane" wprost z życia.
Proza Munro funkcjonuje na cienkiej, niezbyt wyraźnej granicy między
dwoma literackimi światami: światem literatury, którą można
czytać swobodnie i z przyjemnością, takiej, która nie wymaga od
czytającego bycia zawodowym krytykiem literackim, a rzeczywistością
literatury bardzo ambitnej, wymagającej od czytelnika erudycji.
Opowiadania Munro uchylają cienką zasłonę między tym, co
widzialne i poznawalne, a tym, co przeczuwalne, tajemnicze i
niepokojące w naturze ludzkiej. Nie czujemy spokoju, czytając prozę
Munro; autorka pochyla się nad nami i delikatnie wybudza nas ze snu,
a gdy otwieramy oczy, widzimy jak jej usta powleka uśmiech, a oko porozumiewawczo mruga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz