Praca
nad ponad 900-stronicowym „Wszystko, co lśni” zajęła autorce
pięć lat. Przez ten czas Eleanor Catton tworzyła tysiące notatek
do powieści i budowała samą powieść. Poświęcenie i trud
pisarki został nagrodzony, gdy przyznano jej nagrodę Bookera, tym
samym czyniąc ją najmłodszą laureatką w dziejach tego
wyróżnienia.
Akcja
książki dzieje się w latach 60.
XIX wieku w Nowej Zelandii w miasteczku Hokitika. Jest to
czas, gdy nowozelandzką ziemię i przebywających tam ludzi trawi
gorączka złota. Hokitika staje się obserwatorem często nie
mających w sobie nich chwalebnego ludzkich dążeń. Razem z nowo
przybyłym do miasta adwokatem Walterem Moodym wkraczamy w świat
poszukiwaczy złota i tych, którzy przypadkowo lub celowo mają z
tym światem coś wspólnego; będziemy obcować z bogaczami i
nędzarzami, prostytutkami i przedsiębiorcami, Chińczykami i
Maorysami. Moody przypadkiem trafia na naradę dwunastu mężczyzn,
którzy zdają relacje ze swojej wiedzy na temat tajemniczych
wydarzeń, które ostatnio miały miejsce, takich jak nagła śmierć
żyjącego na uboczu byłego poszukiwacza złota, próba samobójcza
prostytutki Anny Wetherell i zniknięcie Emery’ego Stainesa,
którego uważa się za człowieka posiadającego fortunę. Część,
w której kolejni mężczyźni przedstawiają swoje wersje zdarzeń i
domysły jest bardzo obszerna; można się w niej trochę pogubić i
nią znużyć.
Na okładce widnieje napis: „Jednocześnie powieść wiktoriańska i
literacki thriller. […]”. I rzeczywiście „Wszystko, co lśni”
czerpie pełnymi garściami z realistycznej powieści wiktoriańskiej;
znajdziemy tu precyzyjność opisów, wszechwiedzącego narratora,
złożoną fabułę, bogate tło obyczajowo-społeczne i
poprzedzające właściwe rozdziały streszczenia wydarzeń, które
nastąpią. Eleanor Catton nie omieszka jednak zawrzeć w swojej
powieści elementów zaświadczających, że podczas pisania
towarzyszy jej świadomość korzystania z XIX-wiecznej tradycji
powieści wiktoriańskiej. Krótkie, pisane kursywą opisy, mających
nastąpić wydarzeń, w miarę zbliżania się ku końcowi książki
zaczynają opisywać zdarzenia, których, czytając dany rozdział, w tymże rozdziale nie znajdziemy. Objętość rozdziałów
stopniowo się zmniejsza, aż w końcu świat przedstawiony rozprasza
się – gęsta, drobiazgowo opisująca przedmioty i bohaterów
narracja przemienia się w narrację pełną niedopowiedzenia. Catton,
za pomocą gry pisanymi kursywą streszczeniami, porozumiewawczo
mruga do czytelnika, mówiąc: patrz, to tylko taka konwencja. A czy
„Wszystko, co lśni” jest także thrillerem? Raczej nie. Owszem,
są tu fragmenty, w których groza i napięcie dochodzą do głosu,
ale nie poczujecie aż tak wielu dreszczy, ilu moglibyście się
spodziewać, czytając prawdziwy thriller.
Bardzo
ważną rolę w powieści odgrywa astrologia, na której niestety ani
trochę się nie znam, więc czytając, przeoczyłam zapewne kilka
istotnych dla zrozumienia książki kwestii. Wiem tylko tyle, że
bohaterowie są przyporządkowani planetom i gwiazdom, co nie
pozostaje bez wpływu na ich życie; rozpiska tych przyporządkowań
zamieszczona jest przed rozpoczęciem powieści. Akcja zaś
rozpoczyna się 27 stycznia 1866 roku, na chwilę przed miesiącem, w
którym nie występuje pełnia księżyca, czyli miesiącem
synodycznym. Dopiero w 2066 roku wystąpi ponownie taki miesiąc.
Odwołanie
do astrologii i misterność zdań wprowadza do powieści nastrój
tajemnicy – tajemnicy dotyczącej międzyludzkich relacji,
przyjaźni, miłości i przeznaczenia. Oprócz zagadki kryminalnej –
jak najbardziej rozwiązywalnej – mamy tajemnicę, czyli coś,
czego nie da się rozwiązać za pomocą rozumu.
Powieść
jest bardzo gruba, to chyba najgrubsza książka, jaką czytałam;
autorka opisuje wszystko szczegółowo: od bohaterów i ich strojów
po przedmioty, domy i przyrodę, a także porusza wiele wątków.
Jest to zarazem zaleta i wada „Wszystkiego, co lśni”, bo z
jednej strony czytelnik ma możliwość absolutnego zanurzenia się w
kreowanym świecie, a z drugiej strony ta skrupulatność opisów i
wielowątkowość rozbija napięcie. Musimy sporo się naczytać i
naczekać, żeby doczekać się w końcu rozwiązania choć jednej
zagadki.
Na
Youtubie oglądałam wywiady z Eleanor Catton, które mnie
zauroczyły. Catton wydaje się bardzo skromna i ma tak szczery i
dobry uśmiech, że od razu chciałoby się z nią zaprzyjaźnić. (A
może tylko ja tak mam? :P) Pisarka pojawi się na Festiwalu Conrada,
który rozpoczyna się 24 października w Krakowie. Bardzo chciałabym
tam być, by móc zobaczyć autorkę na żywo, może się uda. ;)
Czytałem w oryginale (już wcześniej więc nie do końca pamiętam) i miałem dosyć pozytywne wrażenia. Nie traktowałem tego jako thrillera i o napięciu nie można było mówić. Raczej jako obyczajowo-kryminalną. Bohaterów tym bardziej można docenić jeśli się zawczasu wie, spod jakiego znaku zodiaku są i jakie cechy mają przypisane w związku z tym. Nie rozumiem czemu się tak nią zachwycano (nagroda) ale książka była dobra i na pewno nie zniechęciła mnie do sięgnięcia po jej inne książki.
OdpowiedzUsuńDebiutem Eleanor Catton była "Próba", ale jest chyba dużo słabsza od "Wszystkiego, co lśni", dlatego na razie nie zamierzam jej czytać :). Za to jestem ciekawa, czy autorka szykuje jakąś nową książkę. Po opublikowaniu tak grubego dzieła jej zdolności kreacyjne mogły się trochę nadwyrężyć :P.
Usuń